Stałem na ulicy otoczony wianuszkiem dziewczyn. Czułem się
bardzo niezręcznie w tej sytuacji. Kocham moje fanki, jednak jest to dla mnie
bolesne, że nie mogę spędzić z każdą z nich z osobna choć kilku minut. A wiem,
że na to zasługują. Gdy rozdawałem autografy, ktoś delikatnie pociągnął mnie za
rękaw kurtki. Odwróciłem głowę i ujrzałem ją. Miała na oko z 150 cm wzrostu,
była bardzo drobna. Miała długie, a wręcz bardzo długie włosy zaczepiające się
gdzieniegdzie o guziki jej kurtki. Jej twarz była jeszcze dziecięca,
pucołowata, ale w oczach wyraźnie dostrzegłem dojrzałość. To właśnie to
skłoniło mnie do odwrócenia całego ciała w jej stronę. Chciałem coś do niej
powiedzieć, by przerwać dzielącą nas niezręczną ciszę, ale byłem zbyt zajęty
patrzeniem w jej bursztynowe tęczówki. Wtedy wszystko dookoła zniknęło. Liczyły
się tylko jej oczy. To właśnie na nie chciałem patrzeć godzinami. W końcu
dziewczyna wyszeptała cichutkie „Hej.” by przerwać ciszę. Wybudziłem się wtedy
z transu.
-Cześć. Ty także chcesz autograf ?-zapytałem.
-Nie.. Znaczy tak.-dziewczyna zająknęła się.
-A masz jakąś kartkę?
-Nie, nie mam.-dziewczyna zmieszała się. Odsłoniła więc rękaw kurtki, widocznie chciała, żebym to właśnie tam wyrysował swój jakże artystyczny podpis. Szybko jednak opuściła rękaw, gdy zorientowała się, że ukazała światu swoje blizny po żyletce. Nie wiedziałem co mam zrobić. Pozostałe fanki, widząc, że nie zwracam na nie większej uwagi zaczęły rozchodzić się, każda w swoją stronę, aż w końcu zostaliśmy tylko ja i moja piękna nieznajoma. Głęboko w duszy dziękowałem im za daną mi szansę. Nie mogąc jej zmarnować zapytałem dziewczyny:
-Pójdziesz ze mną do Starbucksa ? Jest tu, zaraz za rogiem.
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.-wyszeptała dziewczyna.
-Czemu ? Chciałbym cię poznać.
-Jestem pewna, że nie chciałbyś, Zayn. -powiedziała opuszczając głowę. Odwróciła się do mnie plecami i powoli zaczęła odchodzić. Byłem cholernie nią zaintrygowany. Nie mogłem tak stać i patrzeć, jak ona odchodzi. Mimo, że nawet jej nie znałem, to miałem poczucie, że jest dla mnie ważna. Podbiegłem do niej.
-Słuchaj, nie wiem, dlaczego nie chcesz bym cię poznał. Wiem tylko, że ja cholernie chcę cię poznać bo.. bo jesteś inna. Proszę, daj mi chociaż kilka minut. Usiądziemy gdzieś, chwilę porozmawiamy.
-Dobrze, ale.. nie zraź się do mnie..-wyszeptała ze spuszczoną głową.
-Czym ?
-Zobaczysz. To gdzie idziemy ?-zapytała, próbując rozluźnić atmosferę.
-Starbucks, jeżeli nie masz nic przeciwko.-uśmiechnąłem się.
-Nie, nie mam.
W ciszy dostaliśmy się do mojej ulubionej kawiarni w mieście.
-Co ci zamówić ?-zapytałem
-Nic.. znaczy, ja sama sobie zamówię.
-Nie ma mowy. Ja cię zaprosiłem. To co dla ciebie ?
-Sok pomarańczowy. –powiedziała dziewczyna. Byłem nieco zdziwiony jej wyborem. Jesteśmy w kawiarni, mamy 164937657269 rodzajów kaw do wyboru, a ona zamawia sok pomarańczowy.-Wybierz nam jakieś miejsce.
Dziewczyna usiadła tuż przy ścianie, przy najdalej oddalonym stoliczku. Ja w tym czasie dostałem moją Arabicę i sok pomarańczowy i podszedłem do naszego stolika. Położyłem napoje i zdjąłem kurtkę.
-Nawet nie wiem, jak masz na imię.
-Hope. Mam na imię Hope. -delikatnie uśmiechnęła się. Na jej policzkach ukazały się śliczne dołeczki.
-Bardzo miło mi cię poznać, Hope. A ile masz lat ? –zapytałem
-17.-odpowiedziała.
*Perspektywa Hope*
Zayn tak strasznie mi się podobał. Był moim ideałem mężczyzny. Jednak teraz nie chciałam, żeby zainteresował się mną. Tak się jednak stało. Boję się powiedzieć mu całą prawdę. Wiele osób odwróciło się ode mnie po tym, jak dowiedzieli się wszystkiego.
*Perspektywa Zayna*
-Dlaczego nie zdejmiesz kurtki ? Ugotujesz się tu zaraz.-powiedziałem do dziewczyny, gdyż zauważyłem, że zaczyna dostawać wypieków na twarzy z gorąca. Wstałem, chcąc jej pomóc zdjąć kurtkę, tak jak to robią gentelmani.
-Nie, tak jest dobrze.
-Hope, przecież widzę, że jest ci gorąco. Dawaj to, ale już. –dziewczyna pod presją moich słów posłusznie odpięła zamek kurtki i szybciutkim ruchem zdjęła ją z siebie. Jednak po pozbyciu się grubego okrycia wierzchniego zauważyłem coś, co mnie zaniepokoiło. A mianowicie jej brzuch. Nie była otyła, jej nogi były wręcz chude, ale jej brzuch był wyraźnie zaokrąglony. Zmieszany całą tą sytuacją nie wiedziałem co mam robić. Gdy Hope zorientowała się, że cały czas stoję wgapiony w jej brzuch, szybko zaczęła zasłaniać go swetrem. Z bezradności dziewczyna wstała i pospiesznie ubrała kurtkę.
-Mówiłam, Zayn. -powiedziała ze łzami w oczach, po czym wybiegła z lokalu. Nie miałem siły biec za nią. Usiadłem więc na fotelu i zacząłem myśleć. Nie wiem dokładnie nad czym, byłem po prostu oszołomiony. Wyszedłem ze Starbucksa może 10 minut po całym zdarzeniu. Nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Znałem tą dziewczynę jakieś 20 minut, a ona już zamieszała w moim mózgu tak, że nie byłem teraz skłonny do jakichkolwiek konwersacji.
Postanowiłem do domu wrócić piechotą. Miałem może z 1.5 godziny drogi, ale uznałem, że przez ten czas przemyślę sobie to wszystko. Było mi głupio, że nie pobiegłem za nią. Wiem, że jest to dziewczyna z problemami, prawdopodobnie większymi niż moje razy 10. Po jakimś czasie mojej wędrówki niebo zmieniło kolor na ciemnogranatowy i nie stało się to za spawką zmroku. Już po chwili na twarzy czułem ulewny deszcz. Kropelki wody dawały mi ukojenie. Szedłem przed siebie cały czas myśląc. W końcu dotarłem do celu, cały przemoczony. Nic do nikogo nie mówiąc udałem się do sypialni i jebłem mokrymi zwłokami na łóżko (sory, ale musiałam to tu dać, bo ja tak przeważnie mówię xd). Momentalnie zasnąłem.
*Rano*.
Obudziło mnie przekonanie, że zachowałem się jak skończony idiota. Postanowiłem znaleźć tą dziewczynę i jej pomóc, choćbym nie wiem jak długo miał jej szukać. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i z trzęsącymi rękoma ruszyłem w stronę centrum. Poszukiwania zacząłem od Hyde Parku. Stanąłem na samym jego środku rozglądając się dookoła i z bezradności przeczesałem rękami postawioną grzywkę. Nie miałem pojęcia, gdzie może być Hope. Mam tylko nadzieję, że ją znajdę. Zacząłem podchodzić do zupełnie nieznajomych ludzi, pytać ich o nią. Myślałem, że może ktoś ją zna, lub widział ją tu dzisiaj. Starałem się zwracać uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół. Nie mogąc skoncentrować się na szukaniu Hope krzyknąłem głośno jej imię, mając nadzieję, że może mnie usłyszy. Wówczas jakieś 20 metrów ode mnie pojawiła się drobna sylwetka. Zaszklone z bezradności, a jednocześnie z zadowolenia oczy nie mogły w to uwierzyć. Podszedłem do dziewczyny powolnym krokiem. Nie chciałem jej wystraszyć. Ona cały czas patrzyła pustym wzrokiem na ziemię. W końcu usiadła na najbliższej ławce. Ja usiadłem obok niej.
-Szukałem cię.-powiedziałem cicho.
-Wiem.-odpowiedziała, patrząc tym razem w dal.
-Przepraszam.
-Nie masz za co, Zayn. Przyzwyczaiłam się.-po jej policzku spłynęła łza.
-Mam. Powinienem ci pomóc.-powiedziałem, po czym złapałem ją za rękę. Ona zaskoczona moim gestem szybko zabrała ją z mojego uścisku, jakby się go bała. -Hope, proszę. Zaufaj mi. Nie chcę dla ciebie źle, chcę po prostu ci pomóc. Widzę, że ktoś cię skrzywdził.
-Niczego o mnie nie wiesz. Nie potrzebuję twojej pomocy. Litujesz się nade mną, z powodu mojej ciąży. I jestem przekonana, że gdyby nie dziecko to nie rozmawiałbyś teraz ze mną.
-Może i nie wiem o tobie za dużo, ale chciałbym. Hope, zrozum. Ja nie mam zamiaru się nad tobą litować. Chcę ci tylko pomóc. Chcę porozmawiać, ale normalnie. Nie musisz się mnie bać. A poza tym, to gdy zauważyłem cię wtedy, na ulicy, na pierwszy rzut oka pomyślałem, że masz może 13 lat, ale gdy wtedy spojrzałem ci w oczy zobaczyłem dojrzałość.
-Dobrze, możemy porozmawiać. I tak jesteś chyba jedyną osobą, która nie odsunęła się ode mnie.
-To Starbucks ?
-Może być.-odpowiedziała z obojętnością.
*W Starbucksie*
Udałem się po napoje, te same co wczoraj. Hope w tym czasie szukała wolnego stolika. Zapłaciłem za sok pomarańczowy i Arabicę i podszedłem do niej. Hope już siedziała wygodnie w fotelu z rozpiętym płaszczem. Znałem już prawdę, więc nie musiała już przede mną chować brzuszka.
-Powiem ci wszystko, ale nie przerywaj mi. W końcu ktoś dowie się całej prawdy i nie będę oceniana po pozorach. – powiedziała już odważnie dziewczyna. Ja skinieniem głowy dałem jej do zrozumienia, że może zaczynać. – To było dokładnie czwartego września. Wracałam ze szkoły razem z koleżankami. Weszłyśmy na chwilę do parku, odpocząć po męczącym dniu. Potem każda poszła w swoją stronę. Ja do domu nie miałam daleko. Za parkiem skręciłam w lewo i szłam prosto. Miałam do pokonania 100 metrów. 100 metrów dzieliło mnie od bezpiecznego stanięcia w progu mojego domu. Jednak zaraz za zakrętem ktoś złapał mnie od tyłu i przyłożył rękę do moich ust, żebym nie mogła krzyczeć. Zgwałcił mnie w krzakach zaraz przy moim domu. Do końca życia tego nie zapomnę. Jego wielkie, ohydne ręce błądziły po moim bezbronnym ciele. Ten człowiek pozbawił mnie zarówno dziewictwa jak i jakiejkolwiek duszy. Teraz byłam tylko ciałem, posiniaczonym, poszarpanym ciałem. Zgwałcił mnie i zostawił. Na „Dowidzenia” szepnął mi tylko, że jeszcze się spotkamy, bo tak dobrej kochanki dawno nie miał. Zostawił mnie tam samą. Przepraszam, zostawił mnie tam z nadszarpniętym poczuciem godności i własnej wartości o ile jeszcze takowe posiadałam. Nie powiedziałam nikomu, oprócz ciebie oczywiście, o tym co się stało tamtego popołudnia. Gdy dowiedziałam się, że jestem z tym mężczyzną w ciąży udawałam. Udawałam przed rodzicami, że mam chłopaka, którego bardzo kocham. Powiedziałam im dopiero w trzecim miesiącu. Sami tego nie zauważyli. Myślałam, że może to jakoś przyjmą. Oni wbrew pozorom wyrzucili mnie z domu. Potem pisali, przepraszali, a ja zrozumiałam, że nie mam gdzie mieszkać. Wróciłam do nich, jednak nie na długo. Mieszkałam z nimi 2 miesiące. Potem sama się wyniosłam. Robili mi ciągłe wyrzuty. Od wczoraj tułam się po mieście. Większość ludzi myśli, że wpadłam, pewnie zabawiałam się z nieznajomymi na jakiejś imprezie, schlana do nieprzytomności. Oceniają mnie, chociaż nie mają o mnie pojęcia. Oni nie znają nawet mojego imienia, a już wypowiadają się na temat mojej historii. Ty pewnie też tak pomyślałeś jak mnie pierwszy raz zobaczyłeś.
-Hope..ja.. ty tyle przeszłaś i nadal masz siłę. Jestem pod wrażeniem, ile tak drobna osoba może mieć w sobie samozaparcia i siły. Chciałbym cię po prostu przeprosić. –podniosłem swoje oczy w jej stronę. Oczy, w której roiło się od łez.
-Nie, Zayn. Ty nie masz absolutnie za co mnie przepraszać. Wręcz przeciwnie, dziękuję ci. Pierwszy raz powiedziałam komuś, co się tak naprawdę stało.-powiedziała Hope, patrząc mi głęboko w oczy. Ujęła moje dłonie, splątane dotychczas nerwowo w swoje drobne palce. Były takie małe, takie bezbronne.
-Pozwól sobie pomóc. Proszę cię o to. Pozwól mi zająć się tobą.
-Zayn, ale ty mnie nie znasz..
-Wiem o tobie tyle ile powinienem. Teraz chodź, proszę ze mną.
-Ale gdzie mam z tobą iść? – zapytała zmieszana dziewczyna.
-Od dzisiaj mieszkasz ze mną. Gwarantuję ci dogodne warunki i nietykalność oczywiście.-wstałem i ubrałem kurtkę.-No chodź.
-Zayn, dziękuję ci bardzo, ale nie mam pieniędzy, żeby ci za to zapłacić. Nie mogę.
-Hope, podziękujesz jak skorzystasz. Potraktujmy to jako wymianę. Ja ci daję pokój, ty mi miłe towarzystwo. Mieszkam sam, od czasu do czasu wpadają koledzy. Tyle. Nie mam do kogo za dnia ust otworzyć.
-Dobrze, niech ci będzie, jednak wiedz, że mam u ciebie ogromny dług wdzięczności.
-To mi się podoba. –uśmiechnąłem się do Hope. Wziąłem jej kurtkę, chcąc pomóc jej ją założyć. Wtedy poczułem nieprzyjemne uczucie wilgoci na dłoniach. –Hope, ta kurtka jest cała przemoczona.
-Wiem. Całą noc spędziłam w parku, a pod wieczór zaczęło lać. Drzewa nie są zbyt dobrym schronieniem przed deszczem.-dziewczyna uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy od kiedy ją poznałem zobaczyłem jej uśmiech. Była to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek mogły podziwiać moje oczy.
-Więc, Hope. Idziemy na herbatę. W domu wszystko wysuszymy i poznamy się lepiej.
*W domu*
*Perspektywa Hope*
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Stoję właśnie w korytarzu wielkiego, ogromnego domu. Dźwięk moich kroków odbija się echem po całym pomieszczeniu.
-I jak ci się podoba ?-zapytał Zayn.
-Nigdy nie widziałam tak wielkiego domu.
-Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.- odparł Mulat, po czym złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić po schodach na górę. Stanęliśmy przy jasnych drzwiach. Delikatnie otworzyłam je i moim oczom ukazało się najpiękniejsze pomieszczenie, jakie kiedykolwiek widziałam. Pod oknem stało duże, brązowe łóżko. Ściany były biało-turkusowe, a wszystkie meble ciemnobrązowe. Obok łóżka stał miękki fotel, za fotelem toaletka z kilkoma kosmetykami. Po drugiej strony pokoju stała komoda, szafa i biurko. W szafie było kilka ubrań.
-Zayn, nosisz damskie ubrania?
-Nie, mam trzy siostry. Czasem przyjeżdżają i zostawiają swoje rzeczy.
-To nie obrażą się, jak będę mieszkała z tobą, pewnie w pokoju którejś z nich ?
-Nie, skąd. Jestem pewien, że cię polubią.-mulat uśmiechnął się.
Tego wieczoru poznałam Liama, Louisa, Harrego i Nialla. Znałam ich już jako One Direction, ale nie poznałam ich nigdy osobiście.
*Cztery miesiące później* *Perspektywa Hope*
Nigdy nie sądziłam, że moje losy się tak potoczą. Siedzę teraz na kanapie, wtulona w mojego chłopaka, Zayna Malika. On delikatnie muska swoimi dłońmi mój brzuch. Jestem oficjalnie najszczęśliwszą kobietą na tym ziemskim padole (XD). Oglądamy denne romansidło. Razem z nami w salonie siedzą Danielle, Perrie, Niall, Louis, Liam i Harry. (sory, że nie ma Elki, ale po prostu jej nie lubię, a Perrie jest tu taką przyjaciółką gromady :D). Zayn jest bardzo opiekuńczy, razem postanowiliśmy, że mała będzie miała jego nazwisko i to on będzie wpisany jako ojciec w akt urodzenia.
Nagle poczułam coś dziwnego. Bolało, ale dało się przeżyć. Nie chciałam panikować, więc nie dałam po sobie poznać, że cokolwiek się dzieje. Dopiero za drugim razem ból był o wiele bardziej odczuwalny. Pod wpływem bólu podkurczyłam ciało ku górze.
-Hope, wszystko w porządku ?-zapytał Zayn
-Zayn, coś tak podejrzewam, że maluch chce ujrzeć świat. – odpowiedziałam z uśmiechem. Po moich słowach w domu rozpoczęła się panika. Wszyscy biegali powtarzając cały czas, że to już. Ja spokojnie chodziłam po salonie jedną ręką podtrzymując mój duży brzuszek, a drugą podpierając kręgosłup. Nie chciałam się spieszyć. I tak wiem, że poród może trwać do kilkunastu godzin, więc miałam czas. W końcu, nawet nie wiem, skąd przed drzwiami stanął Zayn z chyba moją walizką. Wszyscy tak się przepychali, że wyszli z domu, przekręcili zamek w drzwiach i nawet nie zauważyli, że zapomnieli czegoś. A mianowicie mnie. Chyba spostrzegli się dość szybko, bo do domu z powrotem wbiegł zdyszany Zayn.
-Hope, jedziesz czy nie ?
-Nie jeszcze. Mamy czas.-powiedziałam spokojnie. Zayn zawołał resztę do domu. Przesiedzieliśmy tam jeszcze z cztery, może pięć godzin. Ja w tym czasie relaksowałam się na tyle ile mogłam. Wody mi jeszcze nie odeszły, więc nie było po co siać paniki. Chodziłam sobie spokojnie po salonie z Niallem pod rękę i śmiejąc się z żartów Lou, gdy poczułam, że mam mokro.
-Niall, znowu popuściłeś ze śmiechu ? Stary, to już nie jest śmieszne.-odezwał się siedzący na kanapie Harry, który ledwo co wytrzymywał ze śmiechu. Reszta też zaczęła się śmiać. Tylko Niall spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
-Nie.. To chyba ja.-wydukałam.
Zaraz potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie było nawet już po co wsadzać mnie do samochodu. Perrie zadzwoniła po pogotowie, które przez korki na ulicy nie zdążyło na czas. Moja córeczka urodziła się w salonie na podłodze. Położnikami byli Lou i Danielle. Malutkiej dałam na imię Destiny (przeznaczenie), bo to właśnie dzięki przeznaczeniu mogę jej zapewnić dobre warunki, oraz najlepszego ojca na świecie. Gdy już przyjechało pogotowie Malik przeciął pępowinę.
*30 lat później *
Destiny ma teraz 30 lat, jest szczęśliwą matką czteroletnich bliźniąt. A ja, mimo, że mojego Zayna nie ma już ze mną, to jestem szczęśliwa. Zginął razem ze swoim zespołem w katastrofie lotniczej, gdy Destiny miała 16 lat. Tęsknię za nim, bardzo mi go brakuje. Czasem z przyzwyczajenia zrobię rano dwie kawy. Nie znalazłam sobie nikogo po jego śmierci. Wiem, że jest cały czas ze mną. Zayn zmarł dopiero w szpitalu. Jego ostatnimi słowami była obietnica, że zawsze będzie nas kochał, że będzie nas strzegł i że będzie cały czas z nami. Po usłyszeniu tych słów, a zaraz potem przeraźliwego pisku maszyn wybiegłam zapłakana ze szpitala. Wtedy na twarzy poczułam powiew wiatru i usłyszałam cichutki szept „Nie płacz, przecież obiecałem, że będę z wami..” Od tamtego momentu wierzę, że on nigdy nas nie opuści i już zawsze będzie dla nas aniołem stróżem.
-Cześć. Ty także chcesz autograf ?-zapytałem.
-Nie.. Znaczy tak.-dziewczyna zająknęła się.
-A masz jakąś kartkę?
-Nie, nie mam.-dziewczyna zmieszała się. Odsłoniła więc rękaw kurtki, widocznie chciała, żebym to właśnie tam wyrysował swój jakże artystyczny podpis. Szybko jednak opuściła rękaw, gdy zorientowała się, że ukazała światu swoje blizny po żyletce. Nie wiedziałem co mam zrobić. Pozostałe fanki, widząc, że nie zwracam na nie większej uwagi zaczęły rozchodzić się, każda w swoją stronę, aż w końcu zostaliśmy tylko ja i moja piękna nieznajoma. Głęboko w duszy dziękowałem im za daną mi szansę. Nie mogąc jej zmarnować zapytałem dziewczyny:
-Pójdziesz ze mną do Starbucksa ? Jest tu, zaraz za rogiem.
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.-wyszeptała dziewczyna.
-Czemu ? Chciałbym cię poznać.
-Jestem pewna, że nie chciałbyś, Zayn. -powiedziała opuszczając głowę. Odwróciła się do mnie plecami i powoli zaczęła odchodzić. Byłem cholernie nią zaintrygowany. Nie mogłem tak stać i patrzeć, jak ona odchodzi. Mimo, że nawet jej nie znałem, to miałem poczucie, że jest dla mnie ważna. Podbiegłem do niej.
-Słuchaj, nie wiem, dlaczego nie chcesz bym cię poznał. Wiem tylko, że ja cholernie chcę cię poznać bo.. bo jesteś inna. Proszę, daj mi chociaż kilka minut. Usiądziemy gdzieś, chwilę porozmawiamy.
-Dobrze, ale.. nie zraź się do mnie..-wyszeptała ze spuszczoną głową.
-Czym ?
-Zobaczysz. To gdzie idziemy ?-zapytała, próbując rozluźnić atmosferę.
-Starbucks, jeżeli nie masz nic przeciwko.-uśmiechnąłem się.
-Nie, nie mam.
W ciszy dostaliśmy się do mojej ulubionej kawiarni w mieście.
-Co ci zamówić ?-zapytałem
-Nic.. znaczy, ja sama sobie zamówię.
-Nie ma mowy. Ja cię zaprosiłem. To co dla ciebie ?
-Sok pomarańczowy. –powiedziała dziewczyna. Byłem nieco zdziwiony jej wyborem. Jesteśmy w kawiarni, mamy 164937657269 rodzajów kaw do wyboru, a ona zamawia sok pomarańczowy.-Wybierz nam jakieś miejsce.
Dziewczyna usiadła tuż przy ścianie, przy najdalej oddalonym stoliczku. Ja w tym czasie dostałem moją Arabicę i sok pomarańczowy i podszedłem do naszego stolika. Położyłem napoje i zdjąłem kurtkę.
-Nawet nie wiem, jak masz na imię.
-Hope. Mam na imię Hope. -delikatnie uśmiechnęła się. Na jej policzkach ukazały się śliczne dołeczki.
-Bardzo miło mi cię poznać, Hope. A ile masz lat ? –zapytałem
-17.-odpowiedziała.
*Perspektywa Hope*
Zayn tak strasznie mi się podobał. Był moim ideałem mężczyzny. Jednak teraz nie chciałam, żeby zainteresował się mną. Tak się jednak stało. Boję się powiedzieć mu całą prawdę. Wiele osób odwróciło się ode mnie po tym, jak dowiedzieli się wszystkiego.
*Perspektywa Zayna*
-Dlaczego nie zdejmiesz kurtki ? Ugotujesz się tu zaraz.-powiedziałem do dziewczyny, gdyż zauważyłem, że zaczyna dostawać wypieków na twarzy z gorąca. Wstałem, chcąc jej pomóc zdjąć kurtkę, tak jak to robią gentelmani.
-Nie, tak jest dobrze.
-Hope, przecież widzę, że jest ci gorąco. Dawaj to, ale już. –dziewczyna pod presją moich słów posłusznie odpięła zamek kurtki i szybciutkim ruchem zdjęła ją z siebie. Jednak po pozbyciu się grubego okrycia wierzchniego zauważyłem coś, co mnie zaniepokoiło. A mianowicie jej brzuch. Nie była otyła, jej nogi były wręcz chude, ale jej brzuch był wyraźnie zaokrąglony. Zmieszany całą tą sytuacją nie wiedziałem co mam robić. Gdy Hope zorientowała się, że cały czas stoję wgapiony w jej brzuch, szybko zaczęła zasłaniać go swetrem. Z bezradności dziewczyna wstała i pospiesznie ubrała kurtkę.
-Mówiłam, Zayn. -powiedziała ze łzami w oczach, po czym wybiegła z lokalu. Nie miałem siły biec za nią. Usiadłem więc na fotelu i zacząłem myśleć. Nie wiem dokładnie nad czym, byłem po prostu oszołomiony. Wyszedłem ze Starbucksa może 10 minut po całym zdarzeniu. Nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Znałem tą dziewczynę jakieś 20 minut, a ona już zamieszała w moim mózgu tak, że nie byłem teraz skłonny do jakichkolwiek konwersacji.
Postanowiłem do domu wrócić piechotą. Miałem może z 1.5 godziny drogi, ale uznałem, że przez ten czas przemyślę sobie to wszystko. Było mi głupio, że nie pobiegłem za nią. Wiem, że jest to dziewczyna z problemami, prawdopodobnie większymi niż moje razy 10. Po jakimś czasie mojej wędrówki niebo zmieniło kolor na ciemnogranatowy i nie stało się to za spawką zmroku. Już po chwili na twarzy czułem ulewny deszcz. Kropelki wody dawały mi ukojenie. Szedłem przed siebie cały czas myśląc. W końcu dotarłem do celu, cały przemoczony. Nic do nikogo nie mówiąc udałem się do sypialni i jebłem mokrymi zwłokami na łóżko (sory, ale musiałam to tu dać, bo ja tak przeważnie mówię xd). Momentalnie zasnąłem.
*Rano*.
Obudziło mnie przekonanie, że zachowałem się jak skończony idiota. Postanowiłem znaleźć tą dziewczynę i jej pomóc, choćbym nie wiem jak długo miał jej szukać. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i z trzęsącymi rękoma ruszyłem w stronę centrum. Poszukiwania zacząłem od Hyde Parku. Stanąłem na samym jego środku rozglądając się dookoła i z bezradności przeczesałem rękami postawioną grzywkę. Nie miałem pojęcia, gdzie może być Hope. Mam tylko nadzieję, że ją znajdę. Zacząłem podchodzić do zupełnie nieznajomych ludzi, pytać ich o nią. Myślałem, że może ktoś ją zna, lub widział ją tu dzisiaj. Starałem się zwracać uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół. Nie mogąc skoncentrować się na szukaniu Hope krzyknąłem głośno jej imię, mając nadzieję, że może mnie usłyszy. Wówczas jakieś 20 metrów ode mnie pojawiła się drobna sylwetka. Zaszklone z bezradności, a jednocześnie z zadowolenia oczy nie mogły w to uwierzyć. Podszedłem do dziewczyny powolnym krokiem. Nie chciałem jej wystraszyć. Ona cały czas patrzyła pustym wzrokiem na ziemię. W końcu usiadła na najbliższej ławce. Ja usiadłem obok niej.
-Szukałem cię.-powiedziałem cicho.
-Wiem.-odpowiedziała, patrząc tym razem w dal.
-Przepraszam.
-Nie masz za co, Zayn. Przyzwyczaiłam się.-po jej policzku spłynęła łza.
-Mam. Powinienem ci pomóc.-powiedziałem, po czym złapałem ją za rękę. Ona zaskoczona moim gestem szybko zabrała ją z mojego uścisku, jakby się go bała. -Hope, proszę. Zaufaj mi. Nie chcę dla ciebie źle, chcę po prostu ci pomóc. Widzę, że ktoś cię skrzywdził.
-Niczego o mnie nie wiesz. Nie potrzebuję twojej pomocy. Litujesz się nade mną, z powodu mojej ciąży. I jestem przekonana, że gdyby nie dziecko to nie rozmawiałbyś teraz ze mną.
-Może i nie wiem o tobie za dużo, ale chciałbym. Hope, zrozum. Ja nie mam zamiaru się nad tobą litować. Chcę ci tylko pomóc. Chcę porozmawiać, ale normalnie. Nie musisz się mnie bać. A poza tym, to gdy zauważyłem cię wtedy, na ulicy, na pierwszy rzut oka pomyślałem, że masz może 13 lat, ale gdy wtedy spojrzałem ci w oczy zobaczyłem dojrzałość.
-Dobrze, możemy porozmawiać. I tak jesteś chyba jedyną osobą, która nie odsunęła się ode mnie.
-To Starbucks ?
-Może być.-odpowiedziała z obojętnością.
*W Starbucksie*
Udałem się po napoje, te same co wczoraj. Hope w tym czasie szukała wolnego stolika. Zapłaciłem za sok pomarańczowy i Arabicę i podszedłem do niej. Hope już siedziała wygodnie w fotelu z rozpiętym płaszczem. Znałem już prawdę, więc nie musiała już przede mną chować brzuszka.
-Powiem ci wszystko, ale nie przerywaj mi. W końcu ktoś dowie się całej prawdy i nie będę oceniana po pozorach. – powiedziała już odważnie dziewczyna. Ja skinieniem głowy dałem jej do zrozumienia, że może zaczynać. – To było dokładnie czwartego września. Wracałam ze szkoły razem z koleżankami. Weszłyśmy na chwilę do parku, odpocząć po męczącym dniu. Potem każda poszła w swoją stronę. Ja do domu nie miałam daleko. Za parkiem skręciłam w lewo i szłam prosto. Miałam do pokonania 100 metrów. 100 metrów dzieliło mnie od bezpiecznego stanięcia w progu mojego domu. Jednak zaraz za zakrętem ktoś złapał mnie od tyłu i przyłożył rękę do moich ust, żebym nie mogła krzyczeć. Zgwałcił mnie w krzakach zaraz przy moim domu. Do końca życia tego nie zapomnę. Jego wielkie, ohydne ręce błądziły po moim bezbronnym ciele. Ten człowiek pozbawił mnie zarówno dziewictwa jak i jakiejkolwiek duszy. Teraz byłam tylko ciałem, posiniaczonym, poszarpanym ciałem. Zgwałcił mnie i zostawił. Na „Dowidzenia” szepnął mi tylko, że jeszcze się spotkamy, bo tak dobrej kochanki dawno nie miał. Zostawił mnie tam samą. Przepraszam, zostawił mnie tam z nadszarpniętym poczuciem godności i własnej wartości o ile jeszcze takowe posiadałam. Nie powiedziałam nikomu, oprócz ciebie oczywiście, o tym co się stało tamtego popołudnia. Gdy dowiedziałam się, że jestem z tym mężczyzną w ciąży udawałam. Udawałam przed rodzicami, że mam chłopaka, którego bardzo kocham. Powiedziałam im dopiero w trzecim miesiącu. Sami tego nie zauważyli. Myślałam, że może to jakoś przyjmą. Oni wbrew pozorom wyrzucili mnie z domu. Potem pisali, przepraszali, a ja zrozumiałam, że nie mam gdzie mieszkać. Wróciłam do nich, jednak nie na długo. Mieszkałam z nimi 2 miesiące. Potem sama się wyniosłam. Robili mi ciągłe wyrzuty. Od wczoraj tułam się po mieście. Większość ludzi myśli, że wpadłam, pewnie zabawiałam się z nieznajomymi na jakiejś imprezie, schlana do nieprzytomności. Oceniają mnie, chociaż nie mają o mnie pojęcia. Oni nie znają nawet mojego imienia, a już wypowiadają się na temat mojej historii. Ty pewnie też tak pomyślałeś jak mnie pierwszy raz zobaczyłeś.
-Hope..ja.. ty tyle przeszłaś i nadal masz siłę. Jestem pod wrażeniem, ile tak drobna osoba może mieć w sobie samozaparcia i siły. Chciałbym cię po prostu przeprosić. –podniosłem swoje oczy w jej stronę. Oczy, w której roiło się od łez.
-Nie, Zayn. Ty nie masz absolutnie za co mnie przepraszać. Wręcz przeciwnie, dziękuję ci. Pierwszy raz powiedziałam komuś, co się tak naprawdę stało.-powiedziała Hope, patrząc mi głęboko w oczy. Ujęła moje dłonie, splątane dotychczas nerwowo w swoje drobne palce. Były takie małe, takie bezbronne.
-Pozwól sobie pomóc. Proszę cię o to. Pozwól mi zająć się tobą.
-Zayn, ale ty mnie nie znasz..
-Wiem o tobie tyle ile powinienem. Teraz chodź, proszę ze mną.
-Ale gdzie mam z tobą iść? – zapytała zmieszana dziewczyna.
-Od dzisiaj mieszkasz ze mną. Gwarantuję ci dogodne warunki i nietykalność oczywiście.-wstałem i ubrałem kurtkę.-No chodź.
-Zayn, dziękuję ci bardzo, ale nie mam pieniędzy, żeby ci za to zapłacić. Nie mogę.
-Hope, podziękujesz jak skorzystasz. Potraktujmy to jako wymianę. Ja ci daję pokój, ty mi miłe towarzystwo. Mieszkam sam, od czasu do czasu wpadają koledzy. Tyle. Nie mam do kogo za dnia ust otworzyć.
-Dobrze, niech ci będzie, jednak wiedz, że mam u ciebie ogromny dług wdzięczności.
-To mi się podoba. –uśmiechnąłem się do Hope. Wziąłem jej kurtkę, chcąc pomóc jej ją założyć. Wtedy poczułem nieprzyjemne uczucie wilgoci na dłoniach. –Hope, ta kurtka jest cała przemoczona.
-Wiem. Całą noc spędziłam w parku, a pod wieczór zaczęło lać. Drzewa nie są zbyt dobrym schronieniem przed deszczem.-dziewczyna uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy od kiedy ją poznałem zobaczyłem jej uśmiech. Była to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek mogły podziwiać moje oczy.
-Więc, Hope. Idziemy na herbatę. W domu wszystko wysuszymy i poznamy się lepiej.
*W domu*
*Perspektywa Hope*
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Stoję właśnie w korytarzu wielkiego, ogromnego domu. Dźwięk moich kroków odbija się echem po całym pomieszczeniu.
-I jak ci się podoba ?-zapytał Zayn.
-Nigdy nie widziałam tak wielkiego domu.
-Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.- odparł Mulat, po czym złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić po schodach na górę. Stanęliśmy przy jasnych drzwiach. Delikatnie otworzyłam je i moim oczom ukazało się najpiękniejsze pomieszczenie, jakie kiedykolwiek widziałam. Pod oknem stało duże, brązowe łóżko. Ściany były biało-turkusowe, a wszystkie meble ciemnobrązowe. Obok łóżka stał miękki fotel, za fotelem toaletka z kilkoma kosmetykami. Po drugiej strony pokoju stała komoda, szafa i biurko. W szafie było kilka ubrań.
-Zayn, nosisz damskie ubrania?
-Nie, mam trzy siostry. Czasem przyjeżdżają i zostawiają swoje rzeczy.
-To nie obrażą się, jak będę mieszkała z tobą, pewnie w pokoju którejś z nich ?
-Nie, skąd. Jestem pewien, że cię polubią.-mulat uśmiechnął się.
Tego wieczoru poznałam Liama, Louisa, Harrego i Nialla. Znałam ich już jako One Direction, ale nie poznałam ich nigdy osobiście.
*Cztery miesiące później* *Perspektywa Hope*
Nigdy nie sądziłam, że moje losy się tak potoczą. Siedzę teraz na kanapie, wtulona w mojego chłopaka, Zayna Malika. On delikatnie muska swoimi dłońmi mój brzuch. Jestem oficjalnie najszczęśliwszą kobietą na tym ziemskim padole (XD). Oglądamy denne romansidło. Razem z nami w salonie siedzą Danielle, Perrie, Niall, Louis, Liam i Harry. (sory, że nie ma Elki, ale po prostu jej nie lubię, a Perrie jest tu taką przyjaciółką gromady :D). Zayn jest bardzo opiekuńczy, razem postanowiliśmy, że mała będzie miała jego nazwisko i to on będzie wpisany jako ojciec w akt urodzenia.
Nagle poczułam coś dziwnego. Bolało, ale dało się przeżyć. Nie chciałam panikować, więc nie dałam po sobie poznać, że cokolwiek się dzieje. Dopiero za drugim razem ból był o wiele bardziej odczuwalny. Pod wpływem bólu podkurczyłam ciało ku górze.
-Hope, wszystko w porządku ?-zapytał Zayn
-Zayn, coś tak podejrzewam, że maluch chce ujrzeć świat. – odpowiedziałam z uśmiechem. Po moich słowach w domu rozpoczęła się panika. Wszyscy biegali powtarzając cały czas, że to już. Ja spokojnie chodziłam po salonie jedną ręką podtrzymując mój duży brzuszek, a drugą podpierając kręgosłup. Nie chciałam się spieszyć. I tak wiem, że poród może trwać do kilkunastu godzin, więc miałam czas. W końcu, nawet nie wiem, skąd przed drzwiami stanął Zayn z chyba moją walizką. Wszyscy tak się przepychali, że wyszli z domu, przekręcili zamek w drzwiach i nawet nie zauważyli, że zapomnieli czegoś. A mianowicie mnie. Chyba spostrzegli się dość szybko, bo do domu z powrotem wbiegł zdyszany Zayn.
-Hope, jedziesz czy nie ?
-Nie jeszcze. Mamy czas.-powiedziałam spokojnie. Zayn zawołał resztę do domu. Przesiedzieliśmy tam jeszcze z cztery, może pięć godzin. Ja w tym czasie relaksowałam się na tyle ile mogłam. Wody mi jeszcze nie odeszły, więc nie było po co siać paniki. Chodziłam sobie spokojnie po salonie z Niallem pod rękę i śmiejąc się z żartów Lou, gdy poczułam, że mam mokro.
-Niall, znowu popuściłeś ze śmiechu ? Stary, to już nie jest śmieszne.-odezwał się siedzący na kanapie Harry, który ledwo co wytrzymywał ze śmiechu. Reszta też zaczęła się śmiać. Tylko Niall spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
-Nie.. To chyba ja.-wydukałam.
Zaraz potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie było nawet już po co wsadzać mnie do samochodu. Perrie zadzwoniła po pogotowie, które przez korki na ulicy nie zdążyło na czas. Moja córeczka urodziła się w salonie na podłodze. Położnikami byli Lou i Danielle. Malutkiej dałam na imię Destiny (przeznaczenie), bo to właśnie dzięki przeznaczeniu mogę jej zapewnić dobre warunki, oraz najlepszego ojca na świecie. Gdy już przyjechało pogotowie Malik przeciął pępowinę.
*30 lat później *
Destiny ma teraz 30 lat, jest szczęśliwą matką czteroletnich bliźniąt. A ja, mimo, że mojego Zayna nie ma już ze mną, to jestem szczęśliwa. Zginął razem ze swoim zespołem w katastrofie lotniczej, gdy Destiny miała 16 lat. Tęsknię za nim, bardzo mi go brakuje. Czasem z przyzwyczajenia zrobię rano dwie kawy. Nie znalazłam sobie nikogo po jego śmierci. Wiem, że jest cały czas ze mną. Zayn zmarł dopiero w szpitalu. Jego ostatnimi słowami była obietnica, że zawsze będzie nas kochał, że będzie nas strzegł i że będzie cały czas z nami. Po usłyszeniu tych słów, a zaraz potem przeraźliwego pisku maszyn wybiegłam zapłakana ze szpitala. Wtedy na twarzy poczułam powiew wiatru i usłyszałam cichutki szept „Nie płacz, przecież obiecałem, że będę z wami..” Od tamtego momentu wierzę, że on nigdy nas nie opuści i już zawsze będzie dla nas aniołem stróżem.